Prawidła szewskie, czyli tajemnica pewnego starego warsztatu

Czy wspominałem już, że zdarza nam się jeździć po okolicy i kupować meble oraz elementy wyposażenia domu czy warsztatu, których ktoś chce się pozbyć? Bo niemodne, niepotrzebne, tylko zawadzają i zajmują miejsce, które mogłaby zająć nowa kanapa… Z pewnością, bo dla nas prawdziwa gratka. Często w taki sposób udaje nam się upolować prawdziwe perełki z czasów PRL, a zdarza się, że i sprzed wojny.

Podczas jednej z takich podróży, kiedy udaliśmy się pod Bobolice do gospodarstwa, w którym na sprzedaż były meble „po dziadku”, w nasze ręce wpadł prawdziwy skarb. Dowiedzieliśmy się bowiem, że właściciel domu, ów dziadek, którego meble kupowaliśmy, miał swój warsztat stolarski i jeśli tylko chcemy, możemy kupić również to, co w nim zostało. Kiedy tam weszliśmy, już wiedziałem, że jestem w niebie. Oczom naszym ukazał się bowiem autentyczny, przedwojenny, drewniany stół stolarski… Zniszczony, brudny, ale cały!

Ciężki był bardzo, transport okazał się prawdziwym wyzwaniem, ale wiedziałem, że warto. Wiedziałem też, że go nie sprzedam. Że po prostu muszę go mieć w domu! O tym, jak go odnowiłem i jak teraz wygląda oraz do czego służy, jeszcze kiedyś napiszę, bo, nieskromnie uważam, że jest się czym pochwalić.

Ale to nie wszystko. Warsztat krył jeszcze jedną tajemnicę… Jego właściciel pracował również jako szewc. Zostały po nim… drewniane prawidła szewskie. Setki drewnianych elementów, z których można złożyć prawidła na buty męskie, damskie pantofelki, buciki dziecięce, a nawet oficerki. I to przedwojenne, bo szewc, w którego warsztacie byliśmy, robił podobno buty na zamówienie niemieckich oficerów.

 

Oficerskie prawidła zostawiliśmy, ale po krótkiej naradzie załadowaliśmy do samochodu całą resztę. – Co z tym zrobić? – kombinowaliśmy już w drodze do domu. A potem zafundowaliśmy sobie niezłą zabawę, bo postanowiliśmy zrobić porządek z naszymi butkami, jak je nazwaliśmy. Najpierw je skompletowaliśmy, potem pogrupowaliśmy według rozmiarów, a następnie jeszcze podzieliliśmy na damskie, męskie i dziecięce. Zajęło nam to ładnych parę dni, a okazało się zupełnie niepotrzebne!

Próbowałem początkowo robić z nich stojaki na zdjęcia lub wizytówki, dodawałem do nich jakieś ozdobne metalowe elementy. Zdarzali się też klienci, którzy kupowali te nasze butki takie gołe, bez niczego, bo takie im się podobały. Aż w końcu zorientowałem się, że one świetnie nadają się do… pomalowania. Mają do tego wręcz idealną powierzchnię. A pomalowane w krzyżyki, kółeczka, a nawet moje ulubione trybiki, a następnie polakierowane, zyskują zupełnie nowy wygląd i mogą być fajną ozdobą do każdego wnętrza.

Zaczęliśmy malować. Wszystko. Motywy kwiatowe, marynistyczne, miejskie – co nam tylko w duszy grało! Efekt jest taki, że prawideł szewskich, którymi początkowo byliśmy wręcz zasypani, zaczęło nam niepokojąco ubywać. Prawdę mówiąc, stwierdziłem, że przestajemy malować, musimy zostawić sobie mały zapas butków bez ozdób. Zacząłem nawet szukać informacji, czy może ktoś, gdzieś nie ma takiego skarbu w domu i nie zamierza go sprzedać… Teraz już nie zastanawiałbym się ani chwili. Prawidła szewskie to bardzo wdzięczny obiekt, z którym można zrobić dosłownie wszystko.

Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądają po naszych artystycznych zabiegach, zapraszam do odwiedzenia strony www.antiko.pl i naszych mediów społecznościowych. Można też wpaść do naszej pracowni i obejrzeć je na żywo.